sobota, 16 listopada 2013

rozdział dwunasty ♥

Gdy zobaczyłam jedną kreskę, szczęśliwa chciałam nacisnąć zieloną słuchawkę wtem telefon wyłączył się. Wkurzona schowałam go do kiszeni i usiadłam z powrotem na łóżku.Zrobiło mi się zimno, więc położyłam się i przykryłam tym starym, potarganym kocem. Zapatrzona w przesiąknięty do granic możliwości pleśnią sufit, zastanawiałam się co robią moi znajomi... Czy Harry zastanawia się gdzie jestem... czy chociaż zauważył, że nie dotarłam na miejsce... Czy Lucy dotarła na miejsce i się świetnie bawi... Czy Niall jest zadowolony z prezentów jakie dostał..
Wszystko mnie zastanawiało. Bo o czym miałam wtedy myśleć? Niby Nate zachowywał sie podejrzliwie miło, wciaż się go bałam... Starałam się o nim po prostu nie myśleć, lecz na próżno.
W zamyśleniu zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~Harry~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Gdzie jest Scarlett? - chodząc po swoim pokoju zastanawiałem się co dzieje się z moją nową przyjaciółką. Na dole wszyscy bawili się świetnie, nawet Lucy... - Ładna mi przyjaciółka! - muzyka była tak głośna, że nawet nie słyszałem swoich myśli. Do tego Scarlett miała wyłączony telefon, za każdym razem, kiedy próbowałem się do niej dodzwonić odzywała się sekretarka.
- Świetnie! - krzyknąłem. I tak mnie nikt nie słyszał. Bałem się, że ten cholerny Nate ją porwał. I przecież miałem rację.
Na samą myśl o tym rozbolała mnie głowa. Miałem dość. Dość tego czekania, tego hałasu, strachu.
Bezsilny usiadłem na podłodze i ze łzami w oczach zacząłem krzyczeć. Tak, moja psychika nie należy do silnych. Odwróciłem, i zobaczyłem Lucy siedzącą za mną. Nawet nie wiem kiedy weszła do pokoju...
- Martwię się, Harry... - położyła rękę na moim ramieniu.
- To idź się bawić. Zapomnij, po co masz sobie zaprzątać głowę. - odpowiedziałem sucho. Byłrm na nią zły. Ale przecież martwiła się tak czy tak.
- Chyba sobie żartujesz! Nie wiem gdzie jest Scarlett! Może jej mama powiedziała, żeby nie wychodziła z domu, bo np źle się czuje i chce, aby córka przy niej została? Czasami tak się zdarzało.- odpowiedziała spokojniej.
Moje oczy otworzyły się szeroko i błysły iskierką nadziei.
- A więc sprawdźmy to.
- Ale po co? Przecież to nic takiego.
- Nic takiego? Chcę mieć pewność, że nic jej nie jest, rozumiesz? - wściekły odwarknąłem wstając i zakładając swoje stare trampki. - Idziesz ze mną czy nie?
- Jasne.
Wyszliśmy z domu szybko, nawet nie patrzyłem jacy goście są w salonie. Jedyny obiekt mojego zainteresowania to drzwi. Wsiedliśmy do mojego auta i odjechaliśmy.
Gdy dotarliśmy na miejsce, otworzyła nam kobieta.
- O, dzień dobry! Coś się stało? Scarlett niedawno wyszła.-uśmiechnęła się promiennie.
W tym momencie moje nogi przybrały postać waty, a krew buzowała w moich policzkach ze złości, tak bardzo zacząłem się trząść, że straciłem panowanie nad swoim ciałem.Widząc to, pani Jones uśmiech zszedł z twarzy.
- Ty jesteś Harry? - zapytała niepewnie spoglądając na Lucy. Zdziwiłem sie, nie wiedziałem, że ta kobieta mnie zna.
- T-tak, witam. - wyjąkałem i podałem trzęsącą się dłoń.
- Widziałam Cię w telewizji. - odwzajemniła gest. - Coś nie tak?
Opowiedzieliśmy mamie Scarlett całą historie i przedstawiliśmy nasze podejrzenia. Pani Jones cała zapłakana chwyciła za telefon i zadzoniła na policję.
- Idzcie do domu. Nna wypadek gdyby nie, nie przyszła do was. Ja zostanę tutaj.
Zrobiliśmy tak jak kazała rodzicielka przyjaciółki. Odwiozłem również zapłakaną Lucy do domu i odjechałem do siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~Scarlett~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obudził mnie głośny huk. Przyszedł Nate. Spodziewałam się najgorszego.
- Przyniosłem Ci coś do jedzenia. - powiedział, po czym położył na łóżku talerzyk z kanapką i obok tego szklanka dziwnego napoju.
- Dzięki, ale nie jestem głodna. - odpowiedziałam i niepewnie wzięłam łyk napoju, ponieważ bardzo chciało mi się pić. Nie zapomnę tego smaku... Był okropny! Gorzki i do tego mdły.
Odłożyłam szklankę i usiadłam na łóżku. Zakręciło mi się w głowie.
- Nienawidzę Cię. - powiedział, po czym uderzył mnie w twarz.
- Co robisz, debilu! Jesteś pieprzonym psychopatą! - po czym ledwo wstałam, aby odejść od niego.
Podszedł do mnie i wyjął zza pleców butelkę taniej wódki.
- Jak śmiesz! - krzyknął, przywarł mnie do ściany, złapał za moją szyję i zaśmiał się.
Chciałam się wyrwać, ale był za silny. Zaczął wlewać alkohol na silę do mojego gardła. Strasznie paliło, wiec wypluwałam i krztusiłam się, co okazało się najgorszym rozwiązaniem.
Kiedy przestał, rzucił szkłem o betonową podłogę, na skutek czego ta, się rozbiła.
Na koniec rzucił mną o ścianę i poszedł sobie. Płakałam, ból w gardle był tak silny, że mogłam oddychać tylko przez nos. Upadłam, byłam już pijana. Wbiłam sobie szkło w rękę. Zaczęła lać się krew... Więcej z tego dnia nie pamiętam...